24 lut 2013

Epilog Laura.

*dziesięć lat później *
- Max, proszę cię oddaj Mil piłkę - powiedziałam zmęczonym głosem. Przed chwilą udało mi się cudem boskim uśpić roczne bliźniaki.
- Mamo, ale ona zawsze dostaje to czego chce.
- Kochanie, jesteś starszy, więc weź sobie po prostu którąś z tony innych piłek znajdujących się w tym domu.
- No dobrze, a zagrasz z nami ?
- Jestem zmęczona, ale jak tato wróci to napewno z wami zagra.
- Okej - Max powiedział ze smutkiem i poszedł do domu po drugą futbolówkę, a w tym czasie Milagros odłożyła tą, która mu zabrała i podeszła do mnie.
- Co ci jest ?
- Jestem zmęczona.
- A pomóc ci w czymś mamusiu ?
- Nie kochanie - pocałowałam ją w rudą główkę.
- Witam moje panie - zjawił się mój mąż. Pocałował mnie w usta, a małej dał buzi w policzek - gdzie Maxie ?
- W domu, szuka piłki. Zajmij się nimi, a ja idę się położyć, bo zaraz padnę.
- Oj kochanie, chodź zaniosę cię - zanim zdążyłam zaprotestować, on wziął mnie na ręce i zaniósł do naszej sypialni.
- Dziękuje ci słońce, gdyby nie ty to bym wysiadła już dawno.
- Nie ma za co, w końcu jesteśmy już ze sobą dziesięć lat - wyjął z kieszeni pudełeczko, w którym znajdował się naszyjnik z serduszkiem, a na nim wygrawerowane 17.08.2015 - 17.08.2025.
- Jesteś kochany - pocałowałam go - ja też mam coś dla ciebie - wyjęłam z komody pudełko. W środku był zegarek z wygraferowaną inskrypcją "Para siempre juntos." - to znaczy na zawsze razem.
- Dziękuje - jeszcze raz się pocałowaliśmy, a mi przypomniał się nasz ślub.

*retrospekcja*

- Nie zgadzam się !
- Mario ?! - Sergio posłał mi uśmiech.
- Kochanie posłuchaj mnie. Od wielu tygodni widzę, a raczej od rozdania nagród, że coraz częściej uciekasz gdzieś myślami i sądzę, że są one przy Mario, więc zrób sobie przysługę i po prostu do niego idź.
- Ale nie, to nie...
- Laura, mną się nie martw. Dam sobie radę.
- Dobrze.
- To idź do niego.
- Ale jesteś pewien, że powinnam ? Co sobie ludzie pomyślą.
- Powinnaś i kto jak kto, ale ty nie powinnaś myśleć o tym co inni ludzie sądzą o tobie.
- Dziękuje - zdjęłam pierścionek zaręczynowy z palca i oddałam go Sergio, po czym pocałowałam go - żegnaj Sergio. Odeszłam od ołtarza i podeszłam do Mario.
- Laura, ja cię kocham i chciałbym abyś została moją żoną. Kiedy dostałem zaproszenie na slub, wiedziałem, że muszę podjąć radykalne kroki, dlatego kupiłem ci pierścionek zaręczynowy. Wyjdziesz za mnie ? Zrozumiem...
- Oj zamknij się. Też cię kocham - pocałowałam go i założyłam pierścionek na palec - a ślub chyba nie powinien się zmarnować - puściłam mu oczko

*koniec retrospekcji*

I tak oto od dziesięciu lat jestem szczęśliwą panią Götze. Matką czwórki dzieci i żoną jednego z najlepszych piłkarzy świata. Kiedy zaczynała się moja przygoda z chłopakami z BVB nigdy nie myślałam, że skończę jako żona jednego z nich, chociaż może kiedyś ta myśl mi przemknęła przez głowę... w końcu Mario podobał mi się od długiego czasu, bardzo długiego. Kocham go od ponad 12 lat. Nigdy nie byłam stała w uczuciach, a tu coś takiego. Jeżeli kogoś naprawdę kochasz, to spotkasz milion innych mężczyzn, minie nawet 20 lat, a ty i tak będziesz go kochać.

________


"Czasami jasność pojawia się na szarym końcu"

Tym cytatem kończę to opowiadanie.
Chce podziękować kilku osobom :

- Gabi, za prowadzenie ze mną tego bloga, wiem, że to ja wprowadziłam cię raczej w świat BVB, a tu proszę teraz lubisz, lubisz Moritza, dziękuję ci także kochana za to, że podsuwałaś mi pomysły, gdy moja głowa była pusta.

- Magda, w szkole motywowałaś mnie do pisania i cisnęłaś na lekcjach, żeby pisać dalej, kto wie jakby się to zakończyło, gdyby nie to, że spodobała ci się historia tej dwójki.

- Jasiu, pomagałeś mi na początku i proszę, po tygodniu miałam tysiąc wejść ! Motywowałeś, chociaż teraz nie jest tak jak kiedyś mówie wielkie, tłuste dziękuje

- wam kochani, za komentowanie, klikanie w reakcje czy samo wchodzenie. Czasem sądziłam, że Laura jest głupia (tępa krowa, mogła być z Mario już dawno), ale podobało wam się to wszystko, bo klikaliście pozytywne reakcje, ba czasem komentowaliście ! Związałam się z tą głupią dziewczyną. Przeżywałam to jak ona. W sumie przecież sama bym... a nie ja bym tak nie pokomplikowała spraw, ale przecież nie jest to moje życie. Może gdzieś na świecie, taka historia przydarzyła się dwójce ludzi. Możecie podstawić za imiona Laury i Mario inne imiona : Effy i Freddie (skins <3), Milagros i Alvaro czy Amelia i Maciej. Ta historia ma w sobie czątke mnie i oddałam się jej bardzo (nie uważałam na lekcjach, po to, aby pisać), więc chociaż teraz was proszę o komentarze. Na sam koniec, pożegnajcie ładnie Laurę, Ashę, Mario, Moritz'a, Marco, Sergio, Unice Mesut'a, Milagros, Maxa, Aidena, Scarlett i Sebastiana (ta dwójka to bliźniaki).

 Jeśli polubiliście moje historie zapraszam was tu -  są tam zapisane wszystkie blogi, jakie istniały, istnieją i będą istnieć. Ta historia raczej nie wróci, chyba, że będziecie chcieli, ale nie będzie tam żadnych zejść i rozejść. Nawet mam ogólny zarys. To czy kiedyś ujrzy on światło dzienne zależy od was.

Kocham was i dziękuję Jagoda/Effy/Milagors/Cathy <3



P.S. To dopiero 2 blog, który został zakończony tak jak chciałam :D

A głównej bohaterce wyglądu użyczyła Ebba Zingemark :)

epilog / asha.

-Aiden, to nie czas na zabawę w chowanego! - krzyknęłam. Sprawdziłam już prawie każdy pokój, a chłopca nigdzie nie było. Zupełnie jakby zapadł się pod ziemię, ale to raczej nie możliwe. Weszłam do kuchni i gdy zorientowałam się że tam także go nie ma, zaczęłam coraz bardziej się denerwować. Za pół godziny ma zacząć się mecz, a ja nie mogę znaleźć własnego dziecka! Ruszyłam znowu do salonu i gdy zorientowałam się kto siedzi na kanapie i trzyma mojego synka, zamarłam. Poczułam motylki w moim brzuchu. Nie potrafiłam powiedzieć czy były one z nerwów czy raczej dlatego, że znajdowałam się w pokoju z Moritzem. Głośno przełknęłam ślinę, gdy Aiden oraz Mo odwrócili głowę w moją stronę. Chłopiec podbiegł do mnie.
-Mama! - wykrzyknął radośnie. Podniosłam go i umieściłam na swoim biodrze. Wtedy dopiero zwróciłam się do Leitnera.
-Co ty tutaj robisz? - zapytałam unikając kontaktu wzrokowego. Gdybym spojrzała w jego oczy z całą pewnością wybuchnęłabym płaczem.
-Więc to prawda? - Mo wstał i ruszył w moją stronę. Podniosłam do góry brew.
-O co chodzi? - potrząsnęłam głową patrząc wszędzie byleby nie na niego.
-Nie udawaj, dobrze wiesz o co mi chodzi.- wymamrotał patrząc na ziemię. Po chwili podniósł głowę i wskazał na Aidena wtulającego się we mnie. - To moje dziecko, prawda?
Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę w tej sytuacji, że będę musiała odpowiedzieć mu na takie pytanie. Myślałam, że jakoś tego uniknę. No cóż, raczej nie.
Lekko pokiwałam głową zagryzając dolną wargę. W końcu odważyłam się na niego spojrzeć. Chciałam widzieć jego reakcję. Na jego twarzy pokazały się różne emocje. Szok, smutek, coś jak ulga.. CZY TO BYŁA RADOŚĆ?! Moritz lekko się uśmiechnął.
-Dlatego wyjechałaś?
Nie mogłam nic z siebie wykrztusić, więc znowu pokiwałam głową.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Bo się bałam. - wymamrotałam.- Nie chciałam obarczać cię problemem jakim jest dziecko. Nie chciałam niszczyć twojej kariery. I .. - przerwałam czując łzy w oczach.
- I? - zapytał.
-I .. Widziałam cię z jakąś dziewczyną, widziałam jak ją całujesz. Właśnie tego dnia chciałam ci o wszystkim powiedzieć. Miałam nadzieję, że się ucieszysz z naszej małej rodzinki, ale ten widok .. Złamał mi serce. - łzy zaczęły spływać po moich policzkach. - Postanowiłam wyjechać, zacząć nowe życie. Nikt oprócz Laury i Mario nie wiedział, że jestem w ciąży. Później poznałam Wojtka, zaręczyliśmy się, urodziłam ..
-Czekaj. Co? Zaręczyłaś się? - jego oczy były szeroko otwarte. Pokiwałam głową. Co go to wgl obchodzi?- Z kim?
- Z Wojtkiem Szczęsny. - odpowiedziałam. W jego oczach można było zobaczyć ból. Ugh, niech mi ktoś powie co się dzieje. Dlaczego on miałby czuć ból? Najwyraźniej z moim odczytywaniem emocji jest coś nie tak.
-Dlaczego?
-Um, bo go kocham? - zamiast stwierdzenia wyszło mi pytanie.
-Nie kochasz go, prawda?
Dlaczego do cholery on wie co ja czuję? Czy na czole pisze mi, że wcale nie kocham Wojtka?!
Pokręciłam głową. Mogę złożyć przysięgę że na jego twarzy widziałam ulgę.
-Więc kogo kochasz?
-Ciebie. - odpowiedziałam zanim zdołałam się zorientować co robię.

*
-J-ja przepraszam, ale to koniec. - wymamrotałam patrząc na swoje dłonie. - To nie ma sensu, Wojtek. Ja.. Ja nigdy cię nie kochałam. Nie potrafiłam, nie potrafię i nigdy nie będę potrafić. Kocham tylko jedną osobę i zawsze tak będzie. Przepraszam.
Podałam Szczęsnemu pierścionek zaręczynowy po czym odwróciłam się na pięcie i pobiegłam przed siebie. Nie lubiłam ranić ludzi, ale w tym przypadku chyba nie miałam innego wyjścia.


*


-Nie chcę żebyś był ze mną tylko z powodu Aidena. - wyszeptałam patrząc przed siebie. -Chcę żeby miał obydwoje rodziców, ale jeśli nic do mnie nie czujesz po prostu odejdź. Oczywiście będziesz mógł się z nim widywać i te sprawy..
-Och, Asha, po prostu się zamknij.- Mo przerwał mi. Usiadł naprzeciw mnie. Chwycił mój podbródek dwoma palcami i zmusił mnie bym na niego popatrzyła. -Nie jestem z tobą tylko z powodu Aidena. Kocham cię. Dlatego tutaj jestem.
Lekko się uśmiechnęłam i go pocałowałam.
-Ja też cię kocham.





_________________________________________________________

Więc to już koniec mojej przygody z tym opowiadaniem. Mam nadzieję, że nie zanudziłam was swoimi rozdziałami oraz niewiedzą. Muszę przyznać że bardzo miło mi się tutaj pisało pomimo tego iż nie mam pojęcia o piłce nożnej. ; D
Dziękuję Jagodzie, że zaproponowała mi współpracę. Dziękuję Wam, że komentowaliście i dawaliście opinie. Aww, będę za Wami tęsknić. Kocham Was. *.*
Wgl jak Wam się podoba epilog? Robiłam co mogłam by był jak najlepszy, chociaż nwm czy moje starania coś dały :c 
KOCHAM WAS, DZIĘKUJĘ, PA <3