26 sie 2012

6. Laura

Leżałam właśnie przed domem na leżaku i opalałam się, było dzisiaj wyjątkowo ciepło, a ja odpuściłam trening, pod przykrywką bólu gardła. Poprawiłam okulary na nosie i rozpuściłam włosy.
- Widzę, ze jesteś bardzo chora. – Zaśmiał się Marco, stojący w drzwiach do ogrodu.
- Hej ! – Wstałam i przytuliłam go na przywitanie. – Kto cię tu wpuścił ?
- Asha, przyjechałem z Moritz’em, Mats’em…
- …i Mario. – Wyszeptałam przerywając mu.
- Hej chyba przeżyjesz z nim wieczór ?
- Wieczór ?!- Spytałam się piskliwym głosem.
- Oj, no weź. Wieczór filmowy nie pamiętasz ?
- To weź zaproś Sven’a i Polussię. – Dałam mu kuksańca w bok, a on zarzucił mi rękę na ramiona i weszliśmy do środka. Dla postronnego obserwatora mogło to wyglądać na coś więcej, ale między nami była tylko i wyłącznie przyjaźń. – Siema ludzie. – Przywitałam się z Mario który siedział na kanapie i z Hummels’em który wyżerał mi lodówkę. Moritz siedział zapewne w pokoju Ashy, wolałam tam nie wchodzić. – Hummels jedz jak kulturalny człowiek. Zostało coś jeszcze ? – Mats z pełną buzią jedzenia, wychylił się i pokręcił przecząco głową. Westchnęłam ,ubrałam sukienkę na siebie i do tego wybrałam pasującebaletki.  – Idzie któryś ze mną ? – Spojrzałam się na Marco i Mario którzy się chyba właśnie bili o pilot. Obydwoje stanęli przy moim boku jak jacyś ochroniarze. Poszliśmy do pobliskiego sklepu. Kupiłam owoce, jakieś chipsy, picie i inne rzeczy. Ja szłam z przodu a chłopcy za mną niosąc zakupy.
- Musiałaś tyle tego kupić ? – Zaczął jęczeć Mario. Trzeba wspomnieć, że odezwał się do mnie po raz pierwszy od dwóch tygodni.
- Słaby jesteś, mogę ci jeszcze na barana wskoczyć to będzie wtedy ci ciężko.
- Dobra to dajesz. – Wzięłam rozbieg i wskoczyłam na plecy.
- Jak wy to robicie ? – Spytałam się ich kiedy Mario ruszył. – Asha zawsze lądowała na ziemi.
- My jesteśmy piłkarzami ! Musimy mieć silne nogi. – Marco się zaśmiał.
- A ja jestem kobietą i muszę mieć silne ręce. – Spojrzeli się na mnie pytającym wzrokiem.- Żeby przywalić takim półgłówkom jak wy. – Zaczęli się śmiać, a ja zdzieliłam ich po głowie.
- Au ! To bolało !
- Miało. No szybciej ! Bo się zestarzejemy ! – Pięć minut później byliśmy już w domu. Wypakowałam  zakupy i zamknęłam kuchnię na klucz. – Hummels nawet nie warz się zabrać kluczy ! – Powiedziałam patrząc do barku w poszukiwaniu jakiegoś alkoholu. W końcu wyjęłam Tequile. Zamknęłam nogą barek i postawiłam butelkę na stole. – Marco i co ? Kto przyjdzie ?
- Sven ma brata więc może przyjść z Larsem.
- NIE ! Nie chce go tu widzieć !
- Czemu ? – Mario spojrzał na mnie dziwnie.
- Bo kurwa nie ! Nie chce tego dupka tu widzieć ! – Wbiegłam do góry i wpadłam do pokoju. Podeszłam do szafki i otarłam spływające łzy po policzkach. Otworzyłam szufladę i z samego tyłu wyciągnęłam kopertę, po czym zeszłam na dół już nie powstrzymując łez. Podałam ją bez słów Mario i usiadłam na kanapie.

*Oczyma Mario*

Patrzyłem się dziwnie na tą całą sytuację, Laura chyba jeszcze nigdy nie przeklinała przy mnie. Podała mi jakąś kopertę. Otworzyłem ją, w środku były zdjęcia. To była ona i Lars. Całowali się, przytulali.
- Zwróć uwagę na daty. – Powiedziała ocierając oczy i rozmazując makijaż. 
- Jasne. – Patrzyłem i jakoś nic mi one nie mówiły, na końcu też był Lars tylko z jakąś blondynką. Data była ta sama co na którymś zdjęciu z Lau. – Teraz już rozumiem. – Schowałem z powrotem zdjęcia i oddałem jej. Ona się uśmiechnęła do mnie i chciała pójść do pokoju.
- EJ ! Ja nie byłem jeszcze u ciebie w pokoju ! – Wykrzyknął ‘oburzony’ Marco.
- To chodźcie. – Powiedziała. Marco ruszył pociągając mnie za sobą a Hummels wziął klucze i ucieszony poleciał do lodówki.  Weszliśmy do nowoczesno urządzonego pokoju. Muszę szczerze przyznać, że był ładny. Na szafce stały zdjęcia. Na jednym z nich była Laura z ojcem, na innych już go nie było. W sumie widniała na nich ona i Asha. Ani Matki, ani ojca nie było widać. Miałem zamiar się jej spytać czemu nie ma na zdjęciu rodziców, ale ona stała za mną i sama odpowiedziała, nim zdążyłem otworzyć usta. – Ojciec zmarł dwanaście lat temu. Matka zajęła się wtedy firmą i znalazła jakiegoś bogatego chłopaka, z którym ma Destiny. A mną i Ashą zajmowała się babcia. Takie życie. – Uśmiechnęła się, ale w jej oczach było widać rezygnację. Wzięła ubrania do ręki i zamknęła się w łazience. Spojrzałem na Marco który chodził po pokoju.
- Stary ty to wszystko wiedziałeś ? – Spojrzałem na Reus’a, który pokręcił głową nadal oglądając pokój. Nie wytrzymałem i podszedłem po czym trzepnąłem go w głowę.
- Ała ! Idioto…- Przerwał mu dzwonek telefonu. - Cześć, no. Tak to ten dom. Już schodzę. – Rozłączył się. I zszedł na dół, a ja za nim.

*Oczami Laury*

Ubrałam się, i zmyłam makijaż po czym użyłam eye-linera i mascary. Włosy uczesałam w warkocz, po czym zeszłam na dół. Na dole byli już Robert, Kuba, Łukasz, Mats, Marco i Mario. Westchnęłam.
- ASHA ZAPIERDALAJ NA DÓŁ ! NIE MNÓŻ MI SIĘ TAM U GÓRY! – Chłopcy zaczęli rechotać. – Z czego się tak śmiejecie ? – Patrzyłam się na nich i poszłam do kuchni. W lodówce znowu prawie nic nie było. Na szczęście chipsy schowałam. Wzięłam dwie paczki i postawiłam na stole. Z barku wyciągnęłam jeszcze cynamon i cytrynę. Jak pić to pić porządnie a nie jakieś popierdółki.
- Musisz się tak drzeć ? I do twojej wiadomości nie mnożyłam się tam u góry. – Poinformowała mnie Asha chłodno.
- A co kopulowałaś ? – Tym razem już nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Marco spadł z kanapy ze śmiechu. – No dobra już nie będę już cię tak zawstydzać, usiądźcie gdzieś tam sobie. Skończyło się na tym, że ja siedziałam oparta o fotel na którym siedział Mario, Marco i Polussia Dortmund siedzieli na kanapie, a Asha i Moritz siedzieli na drugim fotelu. To znaczy Asha siedziała Leitnerowi na kolanach. Puściłam Love Actually, bo chłopcy nie mogli się zdecydować pomiędzy Indianą Jonsem, a Terminatorem.
- Musiałaś taki syf puszczać ? – Spytał się mnie prawie śpiący Hummels, który opierał się o Roberta.
- Ciii ! - Uciszyłam go. Akurat była scena kiedy premier wyznaje miłość tej jego pomocnicy, czy komuś. – TO jest takie romantyczne. Zwykła dziewczyna z tak znaną osobistością, miłość jest piękna. – Westchnęłam, a Łukasz który właśnie miał cytrynę w ustach spojrzał się na mnie dziwnie. – No co ?! Jestem dziewczyną i chcę przeżyć taką prawdziwą miłość. – Tym razem Kuba jakoś tak znacząco spojrzał na mnie i na Mario. Ja tylko posłałam mu zabijającego biczfejsa i się skończyło. Oglądnęliśmy i chłopcy wybrali Terminatora. Ja zwinęłam poduszkę spod pleców Gotze i  ułożyłam się na podłodze. Ten film miałam zamiar przespać, ale tak wyszło, że jak zasnęłam to tak spałam. Rano obudziłam się w pokoju, przytulona do Mario, tak spałam w niego wtulona. Spojrzałam na niego wielkimi oczyma. Szybko wyszłam z łóżka i wzięłam ubranie po czym poszłam do łazienki. Umyłam się, zmyłam wczorajszy makijaż i nałożyłam nowy po czym rozczesałam się i ubrałam.  Wyszłam cicho z łazienki i zeszłam na dół. Tam wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Hummels spał przewieszony przez fotel. Marco spał w fotelu, a Łukasz na podłodze. Robert z Kubą spali na kanapie przytuleni. Swoim śmiechem obudziłam Reus’a.
- Cześć mała, jak się spało z Mario ? – Poruszył zabawnie brwiami.
- Właśnie jak to się stało ? Bo jakoś nie ogarniam.
- Zasnęłaś na podłodze w trakcie z Terminatora, nie wiem jak mogłaś to zrobić, i Mario wziął cię na ręce, a ty się w niego wtuliłaś i nie chciałaś puścić więc poszedł spać z tobą. Koniec historii. No ale miejmy nadzieję, że jego dziewczyna nie będzie zazdrosna. – Powiedział i się uśmiechnął. – O właśnie trener mówił żebyś do niego pojechała jak się lepiej poczujesz.
- A właściwie to wy nie macie teraz treningu ? – Spytałam się powoli przyswajając informację, że Goetze ma dziewczynę.
- Wzięliśmy sobie wolne. – Wystawił mi język.
- No ok, to ja jadę, bo wam się akurat chyba trening zaczyna. – Wzięłam kluczyki tym razem od ferrari, bo trzeba było je przepalić, żeby się nie zepsuło. Byłam cholernie zła o to, że jako ostatnia dowiedziałam się o związku chłopaka. Cholera no! Co jak co ale chciałabym o tym wiedzieć. Kiedy dojechałam szybko poszłam w kierunku szatni, jednak zatrzymałam się. Usłyszałam glos dochodzący z pomieszczenia.
- No czeeść kochanie ! Jasne, że cię kocham. Skarbie wiesz, że bycie z Mario nie przeszkodzi nam.- W tym momencie intuicja powiedziała mi żeby zacząć to nagrywać. – Kochanie ja przecież nie kocham tego chłopaka. Goetze to tylko moja zabaweczka. Chce wyciągnąć od niego trochę kasy, a jeśli chłopak myśli, że może liczyć z mojej strony na trochę więcej niż pocałunki to się grubo myli. – Blondynka zachichotała. – Może pojutrze do ciebie tam przyjadę ? W końcu mogę mojego niby chłopaka zostawić na kilka chwil. On i tak jest u kumpla teraz. – W tym momencie wyłączyłam nagrywanie. Byłam zła. Nawet nie miał odwagi przyznać się, że idzie do mnie. Oddaliłam się i głośno stukając obcasami ruszyłam w kierunku szatni. Dziewczyna akurat skończyła rozmawiać.
- Cześć, ty jesteś dziewczyną Mario ? Ja jestem Laura, jego przyjaciółka. – Podałam jej rękę fałszywie się uśmiechając.
- Miło mi. Ja jestem Lily. Nie wiesz tak w ogóle gdzie on jest ? Mają teraz trening, i miałam nadzieję go spotkać.
- Tak, wiem jest razem z Marco, Matsem, Moritzem, Robertem, Kubą i Łukaszem u mnie w domu. – Zanotowałam z satysfakcją, że mina jej zrzedła.  – A teraz przepraszam ale trener mnie wzywał. – Po drodze przywitałam się z Kehl’em, który blond wywłokę kompletnie zignorował co mnie niezmiernie ucieszyło.


________________

Lily Helmich - Urodzona 07.07.1990 r. Jest przeświadczoną o swojej idealności lalą. Pusta jak butelka po wodzie i równie plastikowa. Uwielbia spędzać godziny na zakupach.


21 sie 2012

Chapter 5. Laura


Ledwo zwlokłam się z łóżka, wczoraj chyba trochę przeholowałam z tym alkoholem. Wzięłam komórkę i spojrzałam na zegarek. Była 10, miałam godzinę na zebranie się, bo po pierwsze trzeba opuścić pokój, po drugie o 12 mamy samolot. Obudziłam Ashę, i poszłam do łazienki. Włosy związałam w niedbały koczek i ubrałam się. Umyłam zęby i inne rzeczy. Potem wyszłam i zebrałam swoje rzeczy. Sprawdziłam czy wszystko wzięłam i poszłam do pokoju mojej siostry. Spakowałam jej rzeczy i usiadłam na łóżku.
- Hej Laur, jak ci się spało ?
- Mi dobrze, a tobie mała.
- Też dobrze staruszko. Dzięki ,że mnie spakowałaś. – Zostawiłyśmy u niej rzeczy i poszłyśmy na śniadanie. Zjadłyśmy coś i wróciłyśmy. Wzięłyśmy walizkę i torebki po czym zapłaciłyśmy  i wsiadłyśmy do taksówki, która zawiozła nas na lotnisko.  Przeszłyśmy odprawę i weszłyśmy na pokład, godzinę później byłyśmy już w domu. Zrobiłam porządek z rzeczami i poszłam zrobić sobie długą kąpiel. Umyłam włosy i zawinęłam się w szlafrok po czym zeszłam na dół.
-  Hej Ash, chcesz jakieś jedzonko ? – Spytałam się mojej siostry.
- W sumie możesz coś zrobić, chyba ,że zamawiamy pizzę. – Uśmiechnęłam się.
- To dzwoń, robimy sobie taki babski wieczór ?
- Z wielką chęcią. – Uśmiechnęłam się i zamówiłam pizzę. Potem usiadłam na kanapie obok Ashy. – Dobra, a teraz mów czy jesteś z Moritz’em, czy nie ?
- Bardzo dobrze mi się z nim gada, no i raz go pocałowałam.
- Ale, że jak ?
- No, jak dostałam się na trening, to go pocałowałam, ale to nie specjalnie. To był przypadek, lecz trzeba to przyznać, że dobrze całuje i ,że mnie nie odepchnął.
- Czyli chciał tego ! – Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- No ja tam nie wiem, ale co z tobą i z Mario ?
- Ten chłopak jest naprawdę świetny, ale coś z nim nie tak. Ja uciekam od związku, po Lars’ie nie chce mieć nikogo.
- Nie możesz żyć tylko tym, że on cię kiedyś zranił, zresztą z tego co jego brat mówi, on żałuje.
- No to trochę za późno. – Powiedziałam i wstałam bo pizza przyjechała. Zapłaciłam za nią i postawiłam na stole. Zjadłyśmy z Ash trochę po czym włożyłyśmy resztę do lodówki.
- Dobra, jak nie Mario to co z Marco ?
- Wiesz…-  Zadzwonił telefon. – O wilku mowa.
- Halo ?
- Hej Laura, bo wpadliśmy z chłopakami na pomysł wakacji, bo teraz już nie było okazji.
- No, dajesz jaki.
- Wynajmiemy sobie jacht w Hiszpanii i będziemy sobie pływać. Co ty na to ?
- Ja mam lepszy pomysł. Weźmiemy mój jacht. Dostałam na osiemnastkę od mamusi. Mieści się w nim spokojnie dziesięć osób. A nas ma być ile ?
- No ja, Mario, Mats, Moritz, ty i twoja siostra. Czyli sześć.
- To kiedy byśmy tam polecieli, bo jacht jest w Barcelonie.
- Za miesiąc, tak na tydzień.
- Okey. To pa Marco, do jutra.
- Do jutra.- Asha patrzyła na mnie wyczekująco.
- Co ? – Spytałam się
- No o czym gadaliście ?!
- A mały wypad na jachty za miesiąc. Ty, ja, Marco, Mario, Mats i Moritz. – Uśmiechnęłam się do niej.
- No to dobrze.
- Lovely. – Powiedziałam i poszłam wysuszyć włosy. Zajęło mi to 2 godziny plus jeszcze 2 godziny prostowania ich, więc była już dwudziesta. Ubrałam się w piżamę i umyłam zęby, byłam tak zmęczona, że od razu zasnęłam. Obudziłam się i szybko zrobiłam poranną toaletę po czym włosy zaczesałam w wysoki kucyk. Ubrałam się w strój do ćwiczeń i wzięłam swoje ukochane buty. Do torby wpakowałam ubranie na zmianę, ręcznik i wodę. Uśmiechnięta szybko wsiadłam do auta i podjechałam pod stadion. Wciągnęłam głęboko powietrze i prawie biegiem ruszyłam do damskiej szatni. Zostawiłam rzeczy i ubrałam buty. Po czym truchtem wybiegłam na murawę.
- Siemanko Laura. – Marco mnie przytulił.
- No siema, tak baj de łej czy któreś z was może prowadzić jacht ?
- Moritz. – Spojrzał z uśmiechem na kolegę, który patrzył na nas zdezorientowany, bo nie wiedział czemu patrzyliśmy na niego. – Grasz ? – Rzucił mi piłkę.
- Jak przebiegniesz ze mną dwa kółeczka. – Wyszczerzyłam zęby. Marco odwrócił się i miał zamiar ruszyć, ale ja wzięłam rozbieg i z wielkim impetem wskoczyłam mu na barana, jednak nie wylądowaliśmy na ziemi.
- Co ty robisz ?!
- Biegnę z tobą dwa kółeczka. Czy ja powiedziałam jak przebiegniesz ? Przebiegniesz ze mną na baranach.  – Czułam, że Reus wywrócił oczyma. – Ty nie wywracaj tymi oczyma bo ci je wydłubię. – Odwrócił głowę i spojrzał na mnie z przerażeniem. – Oj no cicho. Biegnij ! – Ruszył grzecznie. Po ‘wyczerpującym’ biegu podzieliliśmy się na czternastoosobowe grupy.   I zaczęła się gra. Ja miałam w zespole  Reusa, Schmelzera, Hummelsa, Kubę, Lewego, Piszczka, Bendera, Leitnera, Gündoğana, Kehla, Großkreutza, Perišića i Langeraka. Reszta grała w drużynie Mario. Na szczęście moja drużyna była lepsza i pokonała tamtych 4:2. Sama strzeliłam 2 bramki, jedną Reus i jedną Lewandowski. Gdy poszliśmy usiąść zauważyłam, że nasz trening obserwuje Klopp.
- Dzień Dobry. – Powiedziałam.
- Cześć Laura. Widzę, że zajęłaś się chłopakami.
- A no. – Spojrzałam na wymęczoną drużynę i się zaśmiałam.  – Chyba powinnam trochę jeszcze z nimi pograć, bo mają słabą kondycję.
- No może powinnaś, ale dziewczyno to jak ty grasz ! Jesteś niesamowita ! Szkoda, że nie możesz grać z chłopakami.
- No ale mogę z nimi trenować. – Uśmiechnęłam się i poszłam do szatni. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, napiłam wody i spakowałam po czym wyszłam. Przy wyjściu natknęłam się na Mario, dzisiaj mi nawet nie powiedział cześć, a przedwczoraj tak słodził. Spojrzałam na niego z pogardą i pewnym siebie krokiem ruszyłam do samochodu.

16 sie 2012

Chapter 4. Asha

Na boisku już rozgrzewało się parę dziewczyn, a wszystko nadzorował trener Peter Krawietz. Ruszyłam w jego stronę,
-Dzień dobry ! - krzyknęłam, gdy znajdowałam się już parę kroków od niego. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i szeroko się uśmiechnął.
-Asha! Jak dobrze cię znowu widzieć !
Pokiwałam głową i stanęłam obok niego.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mi cię tutaj brakowało. Nie wiedzieliśmy się już masę czasu, a jednak nadal pamiętam tą słodką, małą dziewczynkę, która tak często tutaj przychodziła. - wspominał. - Więc co cię tutaj sprowadza ?
- Wracam do treningów – uśmiechnęłam się od ucha do ucha – Chcę sprawdzić czy jeszcze się do czegoś nadaję.
- W takim razie zapraszamy! Boisko stoi dla Ciebie otworem ! - po tych słowach podał mi klucz do szatni, a ja w podskokach pobiegłam się przebrać. Kiedy wróciłam dziewczyny biegały już z piłką wokół pachołków. Dołączyłam do nich. Na początku nie szło mi za dobrze, ale w końcu nabrałam wprawy i wykonywałam wszystkie ćwiczenia bez problemów. Gdy nadszedł czas na strzelanie bramek trafiałam za każdym razem. Rozpierała mnie duma. Nie sądziłam, że pamiętam cokolwiek. Ale najwyraźniej ukochanego sportu nie da się zapomnieć. Na koniec zrobiłyśmy jeszcze kilka kółek wokół boiska i zatrzymałyśmy się obok Krawietza, który zawzięcie rozmawiał z jakimś chłopakiem. Niektóre z dziewczyn zaczęły wydobywać z siebie piski, a dookoła było słychać szepty. Często powtarzało się słowo „ przystojny, niesamowity, cudowny”. Trudno było się nie domyślić, że miały one opisywać owego szatyna. W końcu trener spojrzał na nas.
- Każda z Was pokazała na co ją stać. Niestety do drużyny dostanie się tylko czwórka – przerwał na chwilę i przyjrzał się nam. - Wiedziałem, że wybór będzie trudny. Dlatego poprosiłem o pomoc Moritza Leitnera, który gra w Borussi.
Wycofał się trochę do tyłu, natomiast do przodu wysunął się ten chłopak.
- Cześć. Trener Peter mnie już przedstawił, więc myślę, że nie muszę tego robić – szatyn słodko się uśmiechnął – Chciałbym tylko powiedzieć, że to nie jest sport dla dziewczyn, które boją się, że złamią sobie paznokcia, lub które chcą olśniewająco wyglądać na boisku. Nie o to tutaj chodzi. Zauważyłem, że niektóre z was prawie płakały, gdy upadły na ziemię. Dlatego głównie obserwowałem osoby, które mimo upadków grały dalej, nie poddawały się, po których było widać, że kochają to co robią.
Nie wiem czy miałam przewidzenie, czy Leitner naprawdę popatrzył w tym momencie w moją stronę.
- Do zespołu dostaje się – przerwał na chwilę i poszedł do trenera. Szepnął coś do niego, a po chwili powiedział : - Asha O'Colley
Otworzyłam szeroko oczy i buzię. Zaczęłam skakać, krzyczeć, łzy popłynęły mi z oczu. Z tej całej euforii, która mnie ogarnęła, rzuciłam się na Moritza i pocałowałam go. Tak właśnie zrobiłam. A on nawet mnie nie odepchnął. Na koniec tylko się zaśmiał.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję – wykrzyczałam mu do ucha, po czym lekko się odsunęłam. Chłopak szeroko się uśmiechał. Przetarłam rękawem łzy spływające po moich policzkach. Jeszcze raz podziękowałam jemu i trenerowi po czym w podskokach udałam się do szatni. Miałam nadzieję, że przyniosłam ojcu powód do dumy.



Kolejne tygodnie mijały głównie na ćwiczeniach i treningach. Chciałam jak najszybciej być w dobrej formie. W końcu wykończona lądowałam w domu, na kanapie z pilotem w ręku. I tak w kółko, jednak nie przeszkadzało mi to. W końcu robiłam coś co pozwalało mi na bycie sobą.

* trzy tygodnie później *

Nie byłam przekonana co do tego całego wyjazdu do Berlina i pójścia na galę, ale widziałam jak bardzo zależało na tym Laurze. Nie chciałam sprawić jej przykrości i zgodziłam się. Po przybyciu na miejsce miałyśmy kilka godzin, aby się przygotować. Od razu udałam się do łazienki, gdzie wzięłam długą i relaksującą kąpiel po czym udałam się do fryzjera. Moje fioletowe włosy zostały uczesane w ten sposób. Byłam usatysfakcjonowana efektem. Z salonu wróciłam prosto do hotelowego pokoju, gdzie ubrałam taki zestaw i zrobiłam makijaż. Na koniec stanęłam przed lustrem i stwierdziłam, że wyglądam nie najgorzej. Uśmiechnięta od ucha do ucha, chwyciłam swoją kurtkę oraz torebkę i zeszłam na dół, gdzie byłam umówiona z Laurą. Rudowłosa prezentowała się bardzo ładnie. Przywitałam się z nią i udałyśmy się do samochodu, który miał nas zawieźć na galę.
Weszłyśmy na salę i popatrzyłam na siostrę, która najwyraźniej szukała wzrokiem kogoś lub czegoś. Po chwili pociągnęła mnie za rękę w stronę jednego ze stolików. Siedziało tam paru chłopaków. Od razu rozpoznałam Mario i Moritza. Gdy mój wzrok natrafił na tego drugiego od razu się zarumieniłam. Nie widziałam go od czasu eliminacji i tego głupiego pocałunku. Pewnie pomyślał, że jestem niezrównoważona psychicznie. Usiadłam na wolnym krześle, a w tym czasie Laura przywitała się z Goetzem.
Rozdanie nagród nie było zbyt ciekawym wydarzeniem. Cały czas ktoś wchodził i schodził ze sceny, niektórzy wysilili się na parę słów lub wygłosili mowy. Nie bardzo mnie to obchodziło. W końcu skoczyła się moja męczarnia i zaczęła się impreza. Pojawił się dj, z głośników wydobywały się znane piosenki, a na parkiecie pojawili się ludzie. Jedną z par oczywiście była Laura z Mario. Uśmiechnęłam się w ich stronę. Słodko razem wyglądali.
-Zatańczysz? - wypalił Moritz. Speszyłam się, ale zgodziłam się. Złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę parkietu. Zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki. Kolejna piosenka była wolna, więc zbliżyliśmy się do siebie. Złapał mnie talii, a ja położyłam swoje ręce na jego ramionach.
- Przepraszam, że cię wtedy pocałowałam – zaczęłam – byłam taka szczęśliwa, że nie panowałam nad tym co robię. Nie żebym była jakaś psychicznie chora, nie. Zazwyczaj wiem co robię. Ale dostanie się do drużyny było dla mnie bardzo ważne i trochę mi odbiło.
Leitner zaśmiał się i pokręcił lekko głową. No tak, pewnie popełniłam kolejną gafę.
- Nic się nie stało – zapewnił – Było .. bardzo przyjemnie.
Kolejny raz się zarumieniłam i spuściłam wzrok. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.
- No to może opowiesz mi dlaczego to było dla ciebie tak ważne?
I zaczęłam mu opowiadać całą swoją historię cały czas kręcąc się powoli w kółko, mimo że DJ zdążył puścić już kilka szybkich piosenek. Przed nikim wcześniej, oprócz Laury, nie potrafiłam się otworzyć, a jemu mogłam opowiedzieć wszystko. Słuchał mnie uważnie tylko czasami wtrącając swe uwagi. I to było w nim niesamowite. Sprawiał, że stawałam się normalną sobą. 

_________________________________________


Cześć. Kolejny rozdział za mną. Nie potrafiłam opisać treningu jak coś. XD

Ale chyba nie jest najgorzej, co? ; D

Miłego dnia . ; ))

13 sie 2012

3. Laura


<całość czytaj przy tym >

Patrzyłam się na to wszystko dookoła mnie, leżąc na murawie Signal Iduna Park mając głowę na biodrach Mario Goetze’go. Czy może być coś bardziej niezwykłego ? Spełniłam prawie wszystkie marzenia. Zostały mi 2 :
1.    Pocałować się w deszczu.
2.   Zakochać się szczęśliwie
 Kiedy tak sobie rozmyślałam zaczął padać deszcz. Wyszłam dokładnie na środek stadionu i okręciłam się wkoło z zamkniętymi oczyma. Nagle poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Otworzyłam oczy i zobaczyłam ,że to Mario. Zbliżył się jeszcze bardziej po czym mnie pocałował. Tak właśnie moje marzenie się spełnia. Staliśmy tak i całowaliśmy się.  W końcu ja się od niego odsunęłam. Podniosłam rękę do jego policzka z zamiarem położenia jej na nim, ale szybko ją opuściłam i odeszłam od niego. Wzięłam małą i bez słowa minęłam zadziwionych chłopaków. Wsiadłam do Lamborghini i odjechałam kawałek. Nie mogłam wytrzymać, więc zatrzymałam się i oparłam głowę o kierownicę po czym zaczęłam płakać.
- Nie płac, wsystko bendzie dobze. – Mała pogłaskała mnie po głowie.
- Może i będzie, ale nie wszystko będzie takie jak kiedyś. – Powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej przez łzy.

*~Oczami Mario~*

- Stary co to było ? – Marco podszedł do mnie na środek.
- Sam nie wiem, ona na mnie tak… dziwnie działa.
- Na każdego z nas działa, w końcu nie każda dziewczyna jeździ takimi samochodami jak ona i do tego gra w piłkę.
- A oprócz tego świetnie całuje i jest piękna.  – Powiedziałem.
- Mam nadzieję, że wiesz w co się pakujesz. Pamiętaj ,że miesiąc temu zerwałeś z Ann
- Wiem, ale ona to przeszłość. – Powiedziałem z niechęcią w głosie. Laura podobała mi się od pierwszej chwili kiedy ją zobaczyłem, gadała wtedy z trenerem. Była taka pewna siebie, duża ilość chłopaków na jej miejscu by nawet słowa nie wykrztusiła a ona normalnie z nim gadała. Na treningach też zwracała mu niekiedy uwagę, że to może być inaczej zrobione. Co dziwnie Jurgen brał to pod uwagę. Na pewno była niezwykła. I każdy dookoła niej to widział. Gdy ktoś z zewnątrz ją widzi, myśli zapewne ,że jest niezależna i silna, ale wiem, że to tylko maska którą przywdziewa. Naprawdę jak każda dziewczyna pragnie być kochana, i mieć kogoś jako oparcie. Każda kobieta potrzebuje tej miłości, a ona jej w życiu nie doświadczyła dużo. Zapełniała tą dziurę treningami. Treningami piłki nożnej i przez jakiś czas tańca. Nikt kto by ją zobaczył nie pomyślałby ile w tej dziewczynie jest sprzeczności i jak jest niezwykła. Ale niezwykłości kogoś nie widać na pierwszy rzut oka, trzeba wejrzeć w tą osobę. Często dusza to piekło ,albo niebo. A wrotami do niej są oczy. W nich można wiele zobaczyć. Ja właśnie zakochałem się najpierw w jej pięknych oczach koloru szarego .  Gdy wtedy na mnie spojrzały… . Uwielbiam spędzać  z Laurą czas bo zawsze daje mi taką pozytywną energie, chęć do życia, do działania. Nie pomyślałbym ,że taka dziewczyna jak ona potrafi po prostu wyjść na środek stadionu i zacząć się kręcić dookoła własnej osi w deszczu. Niektórzy mówią ,że niesamowici ludzie czują deszcz, inni po prostu mokną. Ona zdecydowanie go czuje.

*~Oczami Laury~*
*-trzy tygodnie później-*

Wyszłam spod prysznica w samym ręczniku, spojrzałam do lustra. Odzyskiwałam dawną wagę. Już przytyłam 7 kilo, więc ważyłam 47 kilo. Ubrałam bieliznę i popatrzyłam na moją fryzurę, specjalne byłam u fryzjera. Teraz było widać mój tatuaż, to malutkie M. na karku. Wzięłam kosmetyczkę i się umalowałam. Ubrałam się i zadzwoniłam do Ashy ,żeby zeszła na dół. Byłyśmy w Berlinie i szłyśmy właśnie na galę, wzięłam głęboki oddech i wyszłam z pokoju. Do torebki spakowałam trzymaną w ręku kartę i telefon. Zjechałam windą do holu, gdzie czekała już moja siostra. Ubrana była w swoim stylu. Wzięłam ją pod rękę i wsiadłyśmy do taksówki czekającej pod hotelem. Pięć minut później byłyśmy pod budynkiem w którym miała się odbyć gala. Dałam wejściówki stojącemu ochroniarzowi przy wejściu. Na sali popatrzyłam w kierunku stolika chłopaków, tak jak Marco obiecywał były dwa miejsca wolne dla mnie i dla Ashy. Stęskniłam się za nimi. Od tego pamiętnego pocałunku nie byłam na stadionie, nie potrafiłam spojrzeć na Mario, przez tydzień nawet nie opuszczałam domu. Potem zaczęłam. Ale tylko wtedy kiedy oni mieli treningi. A od tygodnia wróciłam do ćwiczeń. Bo pojutrze idę na trening, w końcu wracam. Moja siostra też, wróciła, tyle ,że ona będzie ćwiczyć z dziewczynami, a ja z facetami. Podeszłam do krzesła i pomachałam wszystkim.
- Hej. - Powiedziałam nieśmiało. - Pierwszy wstał Marco i mnie mocno przytulił a za nim reszta tylko Mario spuścił głowę. Kiedy chłopcy mnie puścili podeszłam do niego. - Wstań. - On zrobił to, po czym przytuliłam go mocno. - Stęskniłam się - Wyszeptałam po czym go puściłam i poszłam usiąść na krześle. 
Kiedy wszystkie statuetki były rozdane, jedna trafiła do Marco, a druga do Mario, czas było na tańce i inne. Zdjęłam marynarkę,a chłopakom dech zaparło. Wiedziałam, że to na nich będzie działać. Goetze wstał i mnie poprosił do tańca, kołysaliśmy się w rytm muzyki przytuleni, kiedy pocałował mnie w szyje, znowu miałam uciekać, ale on mi nie pozwolił. Przyciągnął mnie do siebie.
- Nie dam ci tak łatwo uciec. - Przytknął swoje czoło do mojego. I chyba miałabym zamiast mózgu kisiel gdybym nie zrobiła wtedy tego co zrobiłam. Zbliżyłam moje usta do jego i delikatnie musnęłam jego wargi. Wtedy on pocałował mnie czule, tak jak zawsze chciałam być całowana. Usiedliśmy przy stoliku. Ja na jego kolanach. Popatrzyłam w stronę parkietu gdzie cały czas tańczyła Asha z Moritz'em. Mam nadzieję, że on da jej szczęście. Mario obrócił delikatnie moją twarz w jego kierunku i pocałował.
I właśnie w taki sposób chyba spełniłam wszystkie marzenia.
_____________

I o to jest ;D
Strasznie romantyczny.


Dziękujemy za prawie 500 wyświetleń, 6 komentarzy i 4 obserwatorów. <3

11 sie 2012

Chapter 2. Asha


Tak na wstępie chcę tylko napisać, że akcja tego rozdziału zaczyna się w dzień kiedy Laura wróciła z treningu kontuzjowana. 

*

Znudzona leżałam na kanapie przed telewizorem, kiedy do domu wpadła, a raczej dokuśtykała skrzywiona Laura. Podniosłam się na łokciach i przyjrzałam się jej. Po jej minie zauważyłam, że nie jest zbyt zadowolona.
- Co się stało?
W skrócie opowiedziała mi co i jak. Pomogłam jej dostać się na górę, a gdy poszła do łazienki ja wróciłam na dół, aby kontynuować oglądanie beznadziejnych komedii. W końcu rudowłosa zeszła i zajęła się kolacją. Przy konsumowaniu nadal była w złym humorze. Po posiłku posprzątałam i poszłyśmy razem oglądać telewizję.
- Znowu jakieś romansidło? - jęknęła, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Złapała pilota i przeskakiwała z kanału na kanał, aż w końcu trafiła na mecz piłki nożnej. Szybko wstałam i skierowałam się do swojego pokoju. Rudowłosa pokręciła głową z dezaprobatą.
- Kiedyś to kochałaś – wymamrotała. Zignorowałam ją i ruszyłam po schodach.
- Za tydzień są eliminacje do żeńskiej drużyny piłkarskiej. Powinnaś przyjść ! - krzyknęła za mną.

*
Jak co dzień wybrałam się na poranny jogging. Park o tej porze był jeszcze pusty i mogłam spokojnie biec, nie zawracając sobie głowy tym, że mogę dziwnie wyglądać. Nieuczesane włosy związałam w niedbałego kucyka oraz założyłam pierwsze lepsze ubrania, które wpadły mi w ręce. Nie wspominając już o tym, iż nie miałam na sobie makijażu.
Mimo że w takim wydaniu czułam się najwygodniej, to obawiałam się jakby odebrali to ludzie np. z mojej szkoły. Zawsze umalowana i dobrze ubrana Asha O'Colley wygląda jak zombie i straszy w parku. Pewnie zebrałaby się niemała publiczność, aby to zobaczyć.
Skręciłam w alejkę wzdłuż której po lewej stronie rozciągał się plac zabaw, natomiast po prawej boisko do piłki nożnej na którym, o dziwo, ktoś był. Przebiegłam obok wspominając jak dobrze się kiedyś tam bawiłam. Gdy znajdowałam się obok bramki, piłka potoczyła się przede mną. Zawahałam się na chwilę. Od dawna nie miałam kontaktu z prawie niczym co było związane z piłką nożną. Niechętnie podałam ją do chłopaka na boisku, który szeroko się uśmiechnął.
- Dobrze kopiesz ! - krzyknął do mnie. Pokiwałam głową i ruszyłam przed siebie. Najwidoczniej, mimo tych paru lat  przerwy, nadal coś potrafię.


Tydzień później.

Nie mogłam spać. Cały czas dręczyły mnie wątpliwości, czy aby powinnam iść na eliminacje. Piłka nożna kiedyś była całym moim życiem. I może to głupie, bo w końcu miałam tylko 6 lat i niczego nie rozumiałam. Ugh, sama nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Wstałam parę minut po 6 i ruszyłam do łazienki w ręku trzymając taki zestaw ubrań. Wzięłam szybki prysznic, aby się rozbudzić. Ubrałam się, związałam włosy w kłosa, zrobiłam lekki makijaż i wróciłam do pokoju. Otworzyłam szafę, wyjęłam z niej sportową torbę, wrzuciłam do niej strój i na palcach zakradłam się do pokoju Laury. Zabrałam jej buty i szybko zbiegłam na dół. Zjadłam śniadanie, napisałam siostrze karteczkę, że wrócę późno, i wyszłam z domu. Ruszyłam w stronę garażu. Otworzyłam go, wsiadłam do swojego ferrari, na miejsce pasażera wrzuciłam swoją torbę i wyjechałam na podjazd. Po chwili mknęłam w stronę cmentarza.

*

Usiadłam na drewnianej ławeczce ustawionej przed marmurowym pomnikiem. Przebiegłam wzrokiem po złotym napisie.

Denis O'Colley ur. 24.06.1970 zm. 1.06.2000
' śpieszmy się kochać ludzi. Tak szybko odchodzą '

I zaczęłam monolog.
- Pewnie wiesz z czym tutaj przychodzę. Siedzisz w niebie i obserwujesz każdy mój krok. Jestem ciekawa czy jesteś ze mnie dumny – przerwałam na chwilę – Porzuciłam piłkę nożną tylko dlatego, że przypominała mi o wspólnie spędzonych chwilach, żeby zapomnieć. A mimo to przychodziłam tutaj, aby być blisko ciebie. Gdzie tutaj logika i sens?
Westchnęłam. Wstałam i poprawiłam świeczki na grobie.
- Powinnam była nadal grać. Dla ciebie. Uwielbiałaś patrzeć jakie ja i Laura robimy postępy, a ja zamiast nadal przynosić ci radość z pewnością cię zasmuciłam – skrzywiłam się – Ale już chyba wiem co powinnam zrobić.
Wstałam.
- Mam nadzieję, że jeszcze będziesz ze mnie dumny.
Wróciłam do samochodu i ruszyłam w stronę boiska gdzieś przy Westfalenpark.


____________________________________________

Cześć. To mój pierwszy rozdział tutaj. Trochę się nam nim namęczyłam, bo zazwyczaj piszę opowiadania innego typu. I do tego wielką fanką piłki nożnej nie jestem i Jagoda musi mi tłumaczyć dużo rzeczy. : D
Ale mam nadzieję, że moje wypociny chociaż trochę Wam się spodobają i nie zanudzicie się. 

Miłego wieczoru, kochani.  - Gabi aka forever young. ; ))



6 sie 2012

Chapter 1. Laura

Wysiadłam ostrożnie z samochodu, aby nie dotknąć niczego moją nogą. Właśnie, co zrobiłam się zapytacie. Na treningu piłki nożnej skręciłam staw skokowy. Trzeba być mną, aby coś takiego zrobić. Przez najbliższe 2 miesiące nie będę mogła trenować. I to w momencie najfajniejszych treningów.  Mieli nam towarzyszyć  zwycięzcy Bundesligi. Tak, Borussia Dortmund. Męski skład. Cholera mnie bierze na samą myśl, o tym ,że nie będę mogła z nimi trenować. A w tym roku mają strasznie mocny skład. Zamknęłam mój własny samochód i szybko dokuśtykałam do domu. Weszłam do niego. Moja siostra niczym nie zainteresowana siedziała przed telewizorem i oglądała jakąś głupią komedię po raz setny.
- Jestem w domu ! Hello ! Kontuzjowana ! - Powiedziałam i końcu. ta szybko się obróciła.
- Co cię się bejbe stało ? - Spytała podchodząc i łapiąc mnie pod rękę.
- Skręciłam staw skokowy, 2 miesiące przerwy w treningach. Przynajmniej obędzie się bez operacji. W sumie akurat wyzdrowieje na początek sezonu, ale przez najbliższy tydzień artykuły do gazety będę musiała pisać w domu. Asha zaprowadziła mnie na górę do mojego pokoju, a sama poszła do salonu. Rozebrałam się i szybko poszłam do łazienki. Odkręciłam wodę i powoli odwiązywałam bandaż. Noga nie była jakoś bardzo spuchnięta, krwiak mi się zrobił jedynie na boku. Podeszłam do lustra i wyjęłam soczewki z oczu. Nie miałam jakieś wielkiej wady, ale wolałam je nosić. Potem podeszłam do wanny i powoli zanurzyłam się w ciepłej wodzie. Tego mi było trzeba, długiej relaksującej kąpieli. Po godzinie moczenia się wyszłam z wanny i opatuliłam się szlafrokiem, po czym kuśtykając ruszyłam do pokoju. Wzięłam sobie bieliznę i wróciłam do łazienki. Ubrałam moją piżamę i rozczesałam moje długie, marchewkowe włosy. Przemyłam twarz wodą po czym podeszłam do mojej apteczki. Wyjęłam z niej maść i posmarowałam nią nogę. Na to dałam gazę i obwiązałam zwykłym bandażem. W pokoju ubrałam na to wszystko stabilizator.Zeszłam powoli po schodach na dół.
- Asha, chcesz może kolację ? Czy jadłaś.
- Nie, ale nie trudź się sister. 
- Powinnam się tobą opiekować, a nie… - Pokuśtykałam do kuchni. Wyjęłam z lodówki kilka rzeczy i postanowiłam zrobić sałatkę. Opłukałam sałatę, pokroiłam fetę, cebulę i pomidory. Po czym do tego wszystkiego dodałam oliwki i oliwę.– Kolacja gotowa ! – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy. Asha przewróciła oczyma i szybko poszła po talerze i sałatkę. Postawiła wszystko na stole. W tym czasie ja dokuśtykałam do stołu. 
- I jak było na treningu ?
- Jak miało być ? Okropnie, w końcu akurat dzisiaj musiałam ulec kontuzji. Dzień przed rozpoczęciem treningów z BVB. Jestem po prostu rozgoryczona.  Miałabym okazję potrenować z moją ukochaną drużyną.  Argh. Walnęłam głową w stół. Asha odsunęła się trochę ode mnie.
- Dobrze ty się czujesz ?
- Tak, tylko jestem zła i smutna przez tą kontuzję. 

*Tydzień później*

Wstałam i odetchnęłam, od tygodnia bez piłki nożnej jakoś mi dziwnie. Robię wszystko ,żeby wrócić do dawnej sprawności, ale zaczęłam palić, schudłam przez tydzień 3 kilo. Ważę już 47 kilo. Poszłam do łazienki. Zmyłam resztki wczorajszego makijażu i znowu się umalowałam. Dużo kredki, eye-liner i mascara. Pofalowałam włosy i wyszłam z łazienki. Ubrałam się i popatrzyłam się do lustra. Tak jak wcześniej nie widać było widać jak chudłam, tak teraz o dziwo było to widoczne. Zacisnęłam powieki. Sprawdziłam która godzina, była 10. Asha już gdzie wyszła, bo dzisiaj miało jej cały dzień, nie być a matka ma mi przywieść jej córkę. Zeszłam na dół i usiadłam. Z kostki zeszła już opuchlizna i krwiak. Jednak wolałam chodzić jeszcze w stabilizatorze. Spojrzałam na zegarek, za pół godziny miał być trening, a tej jeszcze nie ma ! W końcu zobaczyłam Mini Coopera mojej matki. Wysiadła, a za nią wyszła mała dziewczynka. Z wyglądu nie można było nie lubić małej.
- Cześć kochanie, tak na wstęp mam pytanko, mogłabym odebrać ją pojutrze ? – Popatrzyła na mnie błagalnie.
- No dobrze. – Wzięłam od niej torbę.
- Tak więc to jest Destiny, Des to jest twoja starsza siostra Laura. Zostaniesz tu u niej. Tak w ogóle Laura to bardzo ładnie ci w tych loczkach. – Pocałowała mnie i małą w policzek po czym odjechała. Szybko odniosłam torbę do środka, zamknęłam drzwi i wróciłam do Des. Ukucnęłam przy niej.
- Kochanie, teraz pojedziemy na trening.
- A będzies tlenować ?
- Nie, kochanie, bo mam kontuzję niestety.
- Dobze
- A teraz chodź do samochodu. – Chciałam jechać porsche, ale mała stała przy lamborghini. No i takim sposobem pojechałyśmy lambo. Gdy dojechałyśmy wzięłam malutką na ręce, żeby nigdzie mi się nie zgubiła. Kiedy wyszłam na murawę wszyscy się ze mną witali. W końcu doszłam do Marco.
- Hej. – Przytuliliśmy się.
- Cześć, a to co za młoda dama.
- Siostra od strony matki.
- Cześć, jestem Marco.
- Cesc, Ja jestem Des. – Pomachała mu.
- Chcesz może nauczyć się grać w piłkę ? – Destiny się na mnie popatrzyła pytająco.
- Jeśli chcesz to idź z wujkiem Marco. – Mała poszła trzymając chłopaka za rękę. Na murawę nagle wpadł Mario dysząc.
- Wie może ktoś, kogo jest to Lamborghini żółte ? – Uśmiechnęłam się do niego.- Cześć Laura. Wiesz może ?
- Dam ci się kochany przejechać. – Otworzył szeroko oczy i buzię. – Zamknij tą twoją mordkę bo ci mucha wleci. – Powiedziałam i ruszyłam w stronę małej grupki dookoła małej, nagle jednak poczułam jak się unoszę. Taak, Mario przerzucił mnie sobie przez ramie i teraz niósł w kompletnie innym  kierunku. Zaczęłam go kopać i bić pięściami. Poczułam jak mnie opuszcza. Objął mnie w pasie.
- Jak chcesz żeby nie mógł mieć dzieci, to nie w taki sposób, co ? – Popatrzyłam na niego i się zaśmiałam.



____________________________________

Nowa bohaterka.

Destiny Nitsch - Urodzona 02.08.2006r. Ma prawie 6 lat. Jest bardzo miła i słodka. Wszyscy którzy ja widzą od razu się w niej zakochują. Mały aniołek.







____________________________________

Pisane przy - Express , Breath Me , Bound To You


I tak o to pojawia się pierwszy rozdział :).
Mam nadzieję, że wam przypadnie do gustu.
Raczej nie ma w nim błędów, no chyba ,że interpunkcja.
Kilka rzeczy jakie powinniście wiedzieć.


+ Opowiadanie zaczyna się dziać 31.07.2012 roku.
+ Akcja toczy się w Dortmundzie.
+ Nie ma żeńskiego klubu BVB, został on wymyślony na potrzeby opowiadania.
+ Jeśli jacyś bohaterowie się pojawią na dłużej to zostaną dodani w zakładce 'Characters'
+ Wszystkie linki są w zakładce 'Linki.'

Tyle ode mnie - Effy. ;3


Laura dla was :D


Prolog.

*Laura*

Podniosłam głowę znad ławki na dźwięk dzwonka.  Szybko chwyciłam plecak i za nim ktokolwiek zdążył rzucić wredną uwagę na mój temat zbiegłam do szatni. Chwyciłam torbę treningową i pobiegłam w kierunku stadionu.  Szybko przebrałam się w strój treningowy. Poszłam do łazienki. Popatrzyłam w lustro. Niski, chudy rudzielec. Nie wyglądałam na 15 lat. Góra 13 bym sobie dała. Związałam włosy w wysoki koczek i popatrzyłam na mój kark w lustrze. Od miesiąca w tym miejscu widniała data. 01.06.2000. Dzień od którego moje życie wyglądało kompletnie inaczej. Dzień w którym straciłam mojego ojca.  Wzięłam telefon i słuchawki.  Wyszłam na murawę. Puściłam jakąś piosenkę i rozmyślając nad wszystkim biegałam dookoła stadionu. Miałam dość tych wszystkich drwin z mojego wyglądu. Do tego jeszcze dobrze się uczyłam i właśnie kończyłam już przedostatnią klasę liceum. Ale nawet jeśli w szkole mnie rozwalą nie poddam się i kiedyś będą tego żałować, bo będę jak… jak  drapacz chmur. Teraz jestem jak szkło, ale kiedyś nikt nie będzie mógł mnie zniszczyć. Będę silna, jak nikt. 


*Asha*

1.06.2000 rok. Dzień w którym zrezygnowałam ze swoich marzeń, w którym wszystko nagle straciło sens, w którym piłka nożna stała się dla mnie czymś czego musiałam unikać. Dzień w którym zginął mój ojciec. Jedyna osoba, która interesowała się mną i wspierała mnie we wszystkim, nie ważne jak głupie to było. To on zaszczepił we mnie miłość do Borussi. Dzięki niemu brałam udziały w treningach i rozwijałam swoje umiejętności. Ale dokładnie 13 dni przed moimi szóstymi urodzinami to wszystko zostało mi odebrane. Mama powtarzała, że Pan Bóg chciał mieć przy sobie takiego cudownego człowieka i powinniśmy to zaakceptować, ale ja nie chciałam tego zrobić.Zdecydowanie potrzebowałam go przy sobie. Rodziciel był, jest i będzie mi potrzebny, jednak czasu nie cofnę.
Za 13 dni moje urodziny, a już dzisiaj 12 rocznica śmierci taty. Od tego czasu nie zbliżyłam się do stadionu, nie chodziłam na treningi, ani nie spojrzałam na piłkę. Brakowało mi tego, ale nie chciałam złamać obietnicy, którą dałam sobie. Już nigdy miałam nie zagrać, bo to powodowało przypływ przykrych wspomnień, których tak bardzo chciałam uniknąć.

Characters.


Laura O'Colley



19 lat. Jej ojciec to w połowie Brytyjczyk, a w połowie Irlandczyk. Matka to Niemka. Urodziła się 03.01.1993r. Odkąd pamięta chodziła na mecze Borussi Dortmund, której jest zagorzałą kibicem, z ojcem. Jednak zmarł on gdy miała 7 lat i od tamtego czasu jej wychowaniem zajmowała się babka, ponieważ matka rzuciła się w wir pracy, oraz znalazła sobie nowego męża. Jest dosyć twardą osobą, na chwile słabości pozwala sobie tylko w obecności najlepszej przyjaciółki, której role pełni jej siostra. Gdy skończyła dziewięć lat zapisała się na lekcje piłki nożnej, i od tamtej pory ją trenuje. Przez jakiś czas nawet mówiono o niej ,że może reprezentować kraj, lecz szybko z tego sama zrezygnowała. Uwielbia kiedy to co sobie postanowi spełnia się. Oprócz tego ma 5 tatuaży. 4 z nich ma na rękach i ostatni na karku.
Jej motto to : "This is my life,my game and it's played by my rules"


Asha O'Colley



18-letnia dziewczyna w której płynie krew brytyjska, irlandzka, a także niemiecka. Urodziła się w pechowy dzień, czyli 13.06.1994 r. w Dortmundzie i gdy coś jej się nie uda, powtarza, że to właśnie przed datę jej urodzin. Marzycielka, ale także gadatliwa oraz nieśmiała postać. Ludzie często błędnie postrzegają ją jako otwartą osobę przez jej kolor włosów. Tak naprawdę jest zamknięta w sobie i potrafi wyluzować się i szczerze porozmawiać tylko ze swoją siostrą, która pełni również funkcję jej najlepszej przyjaciółki. To właśnie dzięki niej i ojcu zafascynowała się piłką nożną oraz Borussią Dortmund. Kiedyś chodziła razem z nimi na mecze, jednak gdy rodziciel zmarł w chwili gdy dziewczyna miała 6 lat, przestała uczęszczać na stadion. Mimo młodego wieku bardzo przeżyła śmierć taty i przed długi czas nie mogła się pozbierać. Postanowiła, że już nigdy nie obejrzy meczu, ani nie zagra w piłkę nożną, bo to wzbudzało w niej zbyt wiele wspomnień.Ostatnio trudno jej się dogadać z matką, która większość swojego czasu spędza w pracy lub obściskując się ze swoim nowym mężem, którego Asha nie potrafi zaakceptować.
Jej motto : Everything is out of reach until you reach it.

Mario Goetze



lat 20. Jest bardzo miły, nadal pozostał normalny pomimo wielu sukcesów. Odkąd skończył 8 lat trenuje piłkę nożną. Uwielbia to co robi w życiu. Na treningach nigdy nie jest spokojny. Zachowuje się jakby miał ADHD. Zazwyczaj w wygłupach towarzyszy mu najlepszy kumpel Marco. Ma dwójkę braci, jednego starszego i drugiego młodszego, oni także grają w piłkę nożną
Motto: All dreams are crazy. Before they come true.

Marco Reus



lat 23. Jest dosyć spokojny, jednak wraz z najlepszym przyjacielem potrafi zaszaleć. Lubi bardzo tatuaże. Miłości do piłki nożnej nauczył go ojciec. Grał w wielu klubach ale dopiero Borussia mu się spodobała. Od pół roku poświęca się tylko i wyłącznie piłce nożnej, ponieważ zerwał z dziewczyną. Nie lubi, kiedy ktoś się z nim zaprzyjaźnia tylko dlatego ,że jest sławny. Dla wszystkich jest zawsze miły i otwarty. 
Motto: Life is too short to spend it for discussions about life. It is better to experience it.


 Moritz Leitner



 20-letni piłkarz grający w Borussi Dortmund. Urodził się 8 grudnia 1992 roku w Monachium. Jego matka jest Austriaczką. Ojciec odszedł od nich, gdy Moritz miał 13 lat. To on zaszczepił w nim miłość do piłki nożnej i namawiał go do treningów. Miły, skromny, opiekuńczy i zabawny chłopak. W gazetach często wypisują, że jest wszystkim czego potrzebuje dziewczyna. Jednak Leitner rzadko jest widywany w towarzystwie płci pięknej. Twierdzi, że na razie chce się skupić tylko i wyłącznie na piłce nożnej.
Jego motto : Impossible is nothing.