16 gru 2012

14. Asha

"Dasz radę, dasz radę" - powtarzałam sobie w myślach, gdy szłam na stadion Borussi. Z tego co mówił Mario to właśnie tam mogłam spotkać Moritza. W końcu stanęłam na zielonej murawie. W oddali zobaczyłam 2 postacie. Jedną z nich na pewno był Leitner. Ruszyłam w tamtym kierunku. Mniej więcej w połowie boiska spostrzegłam, że druga osoba to dziewczyna, którą szatyn złapał w ramiona, a później pocałował. Stanęłam jak wryta. Patrzyłam w tamtą stronę przez kilka sekund po czym odwróciłam się na pięcie i uciekłam.

*

- Taka blondyna? - chciał się upewnić Marco, gdy zapytałam o dziewczynę z którą widziałam Mo.
- Tak mi się wydaje.
- To jakiś plastik, który się do wszystkich przyczepia. Jak widać w końcu udało jej się owinąć wokół palca biednego Leitnera - skrzywił się Reus . - Nie przejmuj się, kiedyś przejrzy na oczy.
Zdecydowanie Marco Reus nie miał talentu do pocieszania ludzi.

*

- Chcesz wyjechać? Zostawić mnie?! - Laura spojrzała na mnie z wyrzutem. - Jesteśmy siostrami ..
- Właśnie. Dlatego mi pomóż i pozwól mi wyjechać. Muszę poukładać swoje życie, ukryć ciążę, być zdala od całego dotychczasowego życia. - usiadłam naprzeciwko niej. - Ale wrócę, obiecuję.

*

- Kiedy masz samolot? - Rudowłosa po raz setny zapytała o to samo.
- O 15. Za 10 minut mam odprawę. - powtórzyłam. - Ale chcę jeszcze iść po coś do kawiarni.
- Nigdzie nie idziesz! Nie będziesz się przemęczać! - powiedziała Laura, chyba troszkę głośniej niż planowała. - Götze pójdzie.
- Czemu ja? - zapytał z wyrzutem Mario siedzący na drugim końcu rzędu krzeseł.
- Bo ja tak powiedziałam!
Dziewczyna najwyraźniej była bardziej zestresowana ode mnie. W sumie to nie widziałam tutaj żadnego powodu do zdenerwowania. Wyjeżdżam, odetnę się od tego wszystkiego. Będę tylko ja i moje dziecko. A kiedy będę gotowa to wrócę.
- Poproszę sok wieloowocowy! - krzyknęłam za piłkarzem, który w końcu powlókł się w stronę kawiarni. Wrócił po paru minutach z opróżnionym do połowy kubkiem. Zmierzyłam go wzrokiem.
- Byłem spragniony! - usprawiedliwiał się. Później przyszedł czas na pożegnania. Z Laurą było najtrudniej. Nigdy nie rozstawałyśmy się na tak długo. Oczywiście nie obeszło się bez łez. No i oczywiście przez cały czas starałam się odgonić od siebie myśl, że brakuje mi Moritza.
Ten pan już w moim życiu nie istnieje.
Bagaży pozbyłam się już wcześniej. Ustawiłam się w kolejce, podałam swój bilet i już po chwili znajdowałam się w samolocie do Londynu.



Miałam dodać - jest.  c : 
Powodzenia w szkole. < 3

1 komentarz: