21 sie 2012

Chapter 5. Laura


Ledwo zwlokłam się z łóżka, wczoraj chyba trochę przeholowałam z tym alkoholem. Wzięłam komórkę i spojrzałam na zegarek. Była 10, miałam godzinę na zebranie się, bo po pierwsze trzeba opuścić pokój, po drugie o 12 mamy samolot. Obudziłam Ashę, i poszłam do łazienki. Włosy związałam w niedbały koczek i ubrałam się. Umyłam zęby i inne rzeczy. Potem wyszłam i zebrałam swoje rzeczy. Sprawdziłam czy wszystko wzięłam i poszłam do pokoju mojej siostry. Spakowałam jej rzeczy i usiadłam na łóżku.
- Hej Laur, jak ci się spało ?
- Mi dobrze, a tobie mała.
- Też dobrze staruszko. Dzięki ,że mnie spakowałaś. – Zostawiłyśmy u niej rzeczy i poszłyśmy na śniadanie. Zjadłyśmy coś i wróciłyśmy. Wzięłyśmy walizkę i torebki po czym zapłaciłyśmy  i wsiadłyśmy do taksówki, która zawiozła nas na lotnisko.  Przeszłyśmy odprawę i weszłyśmy na pokład, godzinę później byłyśmy już w domu. Zrobiłam porządek z rzeczami i poszłam zrobić sobie długą kąpiel. Umyłam włosy i zawinęłam się w szlafrok po czym zeszłam na dół.
-  Hej Ash, chcesz jakieś jedzonko ? – Spytałam się mojej siostry.
- W sumie możesz coś zrobić, chyba ,że zamawiamy pizzę. – Uśmiechnęłam się.
- To dzwoń, robimy sobie taki babski wieczór ?
- Z wielką chęcią. – Uśmiechnęłam się i zamówiłam pizzę. Potem usiadłam na kanapie obok Ashy. – Dobra, a teraz mów czy jesteś z Moritz’em, czy nie ?
- Bardzo dobrze mi się z nim gada, no i raz go pocałowałam.
- Ale, że jak ?
- No, jak dostałam się na trening, to go pocałowałam, ale to nie specjalnie. To był przypadek, lecz trzeba to przyznać, że dobrze całuje i ,że mnie nie odepchnął.
- Czyli chciał tego ! – Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- No ja tam nie wiem, ale co z tobą i z Mario ?
- Ten chłopak jest naprawdę świetny, ale coś z nim nie tak. Ja uciekam od związku, po Lars’ie nie chce mieć nikogo.
- Nie możesz żyć tylko tym, że on cię kiedyś zranił, zresztą z tego co jego brat mówi, on żałuje.
- No to trochę za późno. – Powiedziałam i wstałam bo pizza przyjechała. Zapłaciłam za nią i postawiłam na stole. Zjadłyśmy z Ash trochę po czym włożyłyśmy resztę do lodówki.
- Dobra, jak nie Mario to co z Marco ?
- Wiesz…-  Zadzwonił telefon. – O wilku mowa.
- Halo ?
- Hej Laura, bo wpadliśmy z chłopakami na pomysł wakacji, bo teraz już nie było okazji.
- No, dajesz jaki.
- Wynajmiemy sobie jacht w Hiszpanii i będziemy sobie pływać. Co ty na to ?
- Ja mam lepszy pomysł. Weźmiemy mój jacht. Dostałam na osiemnastkę od mamusi. Mieści się w nim spokojnie dziesięć osób. A nas ma być ile ?
- No ja, Mario, Mats, Moritz, ty i twoja siostra. Czyli sześć.
- To kiedy byśmy tam polecieli, bo jacht jest w Barcelonie.
- Za miesiąc, tak na tydzień.
- Okey. To pa Marco, do jutra.
- Do jutra.- Asha patrzyła na mnie wyczekująco.
- Co ? – Spytałam się
- No o czym gadaliście ?!
- A mały wypad na jachty za miesiąc. Ty, ja, Marco, Mario, Mats i Moritz. – Uśmiechnęłam się do niej.
- No to dobrze.
- Lovely. – Powiedziałam i poszłam wysuszyć włosy. Zajęło mi to 2 godziny plus jeszcze 2 godziny prostowania ich, więc była już dwudziesta. Ubrałam się w piżamę i umyłam zęby, byłam tak zmęczona, że od razu zasnęłam. Obudziłam się i szybko zrobiłam poranną toaletę po czym włosy zaczesałam w wysoki kucyk. Ubrałam się w strój do ćwiczeń i wzięłam swoje ukochane buty. Do torby wpakowałam ubranie na zmianę, ręcznik i wodę. Uśmiechnięta szybko wsiadłam do auta i podjechałam pod stadion. Wciągnęłam głęboko powietrze i prawie biegiem ruszyłam do damskiej szatni. Zostawiłam rzeczy i ubrałam buty. Po czym truchtem wybiegłam na murawę.
- Siemanko Laura. – Marco mnie przytulił.
- No siema, tak baj de łej czy któreś z was może prowadzić jacht ?
- Moritz. – Spojrzał z uśmiechem na kolegę, który patrzył na nas zdezorientowany, bo nie wiedział czemu patrzyliśmy na niego. – Grasz ? – Rzucił mi piłkę.
- Jak przebiegniesz ze mną dwa kółeczka. – Wyszczerzyłam zęby. Marco odwrócił się i miał zamiar ruszyć, ale ja wzięłam rozbieg i z wielkim impetem wskoczyłam mu na barana, jednak nie wylądowaliśmy na ziemi.
- Co ty robisz ?!
- Biegnę z tobą dwa kółeczka. Czy ja powiedziałam jak przebiegniesz ? Przebiegniesz ze mną na baranach.  – Czułam, że Reus wywrócił oczyma. – Ty nie wywracaj tymi oczyma bo ci je wydłubię. – Odwrócił głowę i spojrzał na mnie z przerażeniem. – Oj no cicho. Biegnij ! – Ruszył grzecznie. Po ‘wyczerpującym’ biegu podzieliliśmy się na czternastoosobowe grupy.   I zaczęła się gra. Ja miałam w zespole  Reusa, Schmelzera, Hummelsa, Kubę, Lewego, Piszczka, Bendera, Leitnera, Gündoğana, Kehla, Großkreutza, Perišića i Langeraka. Reszta grała w drużynie Mario. Na szczęście moja drużyna była lepsza i pokonała tamtych 4:2. Sama strzeliłam 2 bramki, jedną Reus i jedną Lewandowski. Gdy poszliśmy usiąść zauważyłam, że nasz trening obserwuje Klopp.
- Dzień Dobry. – Powiedziałam.
- Cześć Laura. Widzę, że zajęłaś się chłopakami.
- A no. – Spojrzałam na wymęczoną drużynę i się zaśmiałam.  – Chyba powinnam trochę jeszcze z nimi pograć, bo mają słabą kondycję.
- No może powinnaś, ale dziewczyno to jak ty grasz ! Jesteś niesamowita ! Szkoda, że nie możesz grać z chłopakami.
- No ale mogę z nimi trenować. – Uśmiechnęłam się i poszłam do szatni. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się, napiłam wody i spakowałam po czym wyszłam. Przy wyjściu natknęłam się na Mario, dzisiaj mi nawet nie powiedział cześć, a przedwczoraj tak słodził. Spojrzałam na niego z pogardą i pewnym siebie krokiem ruszyłam do samochodu.

2 komentarze:

  1. piszesz fantastyczne rozdziały, w których bardzo łatwo wczuć się w to co się dzieje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no kolejny zajebisty rozdział ;) czekam na nastepny!

    OdpowiedzUsuń